Właśnie kończyłem się ubierać. Miałem się udać z przyjaciółmi na ślub naszej przyjaciółki. Szczęściarz z tego, kto ją bierze za żonę. Chciałbym być na jego miejscu. Linda, bo tak zwie się nasza przyjaciółka, jest prześliczną kobietą. Ma proste włosy koloru brązowego, które sięgają do jej ramion. Ma błękitne oczy i bardzo długie rzęsy. W policzkach ma urocze dołeczki. Może nie najzgrabniejsza, ale kto nie lubi obfitych kobiecych kształtów? Ja je kocham. W dodatku jest urocza i zabawna. A jej uśmiech... najpiękniejszy. Kiedy go sobie przypomnę, zaraz sam się uśmiecham.
Westchnąłem. Wiedziałem zawsze, że nie mam szans u niej. Zawsze traktowała mnie jak przyjaciela, a kiedy wyznałem jej kiedyś co do niej czuję, nasze stosunki nie uległy zmianie. Cieszę się z tego mimo wszystko. Gdyby nasze relacje się pogorszyły, mógłbym stracić w niej przyjaciółkę.
Był 31 sierpnia . Środek lata. Pięknego i słonecznego. Idealny dzień na każdego rodzaju imprezy. Uśmiechnąłem się pod nosem. To będzie dobry dzień.
Wybierając się na miejsce spotkania z całą naszą paczką, rozglądałem się dookoła. Krajobraz który roztaczał się ów przed moimi oczami, przedstawiał Warszawę. Piękną. Trzeba przyznać, że moją drugą miłością jest moja ojczyzna. Mógłbym oddać za nią życie.
Zamyślony dalej szedłem. Z tego stanu wyrwał mnie głos mojego przyjaciela Władka, który nawoływał moje imię i machał jak szalony ręką. Był wysokim, choć chudym mężczyzną, o blond włosach i dosyć pokaźnej brodzie. Dziś dla wyjątku wyglądał trochę lepiej. "Chyba się nawet uczesał" pomyślałem ze śmiechem.
Westchnąłem. Wiedziałem zawsze, że nie mam szans u niej. Zawsze traktowała mnie jak przyjaciela, a kiedy wyznałem jej kiedyś co do niej czuję, nasze stosunki nie uległy zmianie. Cieszę się z tego mimo wszystko. Gdyby nasze relacje się pogorszyły, mógłbym stracić w niej przyjaciółkę.
Był 31 sierpnia . Środek lata. Pięknego i słonecznego. Idealny dzień na każdego rodzaju imprezy. Uśmiechnąłem się pod nosem. To będzie dobry dzień.
Wybierając się na miejsce spotkania z całą naszą paczką, rozglądałem się dookoła. Krajobraz który roztaczał się ów przed moimi oczami, przedstawiał Warszawę. Piękną. Trzeba przyznać, że moją drugą miłością jest moja ojczyzna. Mógłbym oddać za nią życie.
Zamyślony dalej szedłem. Z tego stanu wyrwał mnie głos mojego przyjaciela Władka, który nawoływał moje imię i machał jak szalony ręką. Był wysokim, choć chudym mężczyzną, o blond włosach i dosyć pokaźnej brodzie. Dziś dla wyjątku wyglądał trochę lepiej. "Chyba się nawet uczesał" pomyślałem ze śmiechem.
Obok niego stał Staszek. W przeciwieństwie do Władka miał trochę masy. Był również bardziej zadbany od niego. Golił się regularnie, a o włosy akurat nie miał co się martwić. Nie miał ich za dużo.
Stał jakby nieobecny i trochę przestraszony razem z Heleną. Szeptali między sobą i gdy tylko mnie zobaczyli zamilkli. Podbiegłem do nich i zawołałem:
- Hej! Co tacy markotni? Dzisiaj wesele! Trzeba się bawić!
Popatrzyli na mnie niepewnie. Helena odwróciwszy wzrok, wyszeptała:
- Stefan, ja nie wiem czy jest czym się radować. Wszyscy mówią, że będzie wojna. Boję się. Staszek tak samo uważa.
Władek wywrócił oczami.
- Hela, nie przesadzaj. Założę się z tobą, że w roku 1939 nie będzie żadnej wojny - oświadczył uroczyście, machnął ręką, po czym udał się w stronę kościoła, w którym miała się odbyć uroczystość. Władek zawsze był małostkowy. Żył jedynie chwilą.
Staszek westchnął, po czym stwierdził:
- Może rzeczywiście przesadzamy - odwrócił się w stronę naszej koleżanki - może Stefan ma racje. Dziś wesele. Jutro się pomartwimy. Dobrze? - uśmiechnął się do niej przepraszająco, po czym cała nasza trójka szybko dołączyła do Władka, który znajdował się już przed katedrą.
Gdy weszliśmy do środka, znajdował się tam już niemały tłum ludzi. Wszyscy wydawali się poruszeni. Dzieci siedzące na ławce nerwowo wymachiwały nóżkami, dają znać że już się niecierpliwią. Również dorośli nie wyglądali na spokojnych. Zobaczyłem jak matka Lindy rozmawia z kimś z szerokim uśmiechem i ze łzami w oczach. Była z pewnością wzruszona. Także widziałem rodziców pana młodego, którzy byli dumni z syna.
Usiadłem na wolnej ławce razem z przyjaciółmi. Muszę przyznać, że też jestem trochę podekscytowany. W końcu to nie byle jaki dzień.
Po sali rozległ się dźwięk organ. Wszyscy obecni skierowali oczy na parę młodą, która wydawała się zawstydzona tym całym poruszeniem. Rozmarzonym wzrokiem spojrzałem na Lindę. Miała na sobie biało-kremową prostą sukienkę z długimi rozszerzającymi się rękawami ku dołowi,która sięgała do jej drobnych stópek. Wyglądała wspaniale. Pięknie. Uroczo. Łzy napłynęły mi do oczu. Tak chciałbym być teraz przy niej, jako jej ukochany. Chciałbym być na miejscu pana młodego. Czułem, że nie wytrzymam do końca bez płaczu.
- Hej! Co tacy markotni? Dzisiaj wesele! Trzeba się bawić!
Popatrzyli na mnie niepewnie. Helena odwróciwszy wzrok, wyszeptała:
- Stefan, ja nie wiem czy jest czym się radować. Wszyscy mówią, że będzie wojna. Boję się. Staszek tak samo uważa.
Władek wywrócił oczami.
- Hela, nie przesadzaj. Założę się z tobą, że w roku 1939 nie będzie żadnej wojny - oświadczył uroczyście, machnął ręką, po czym udał się w stronę kościoła, w którym miała się odbyć uroczystość. Władek zawsze był małostkowy. Żył jedynie chwilą.
Staszek westchnął, po czym stwierdził:
- Może rzeczywiście przesadzamy - odwrócił się w stronę naszej koleżanki - może Stefan ma racje. Dziś wesele. Jutro się pomartwimy. Dobrze? - uśmiechnął się do niej przepraszająco, po czym cała nasza trójka szybko dołączyła do Władka, który znajdował się już przed katedrą.
Gdy weszliśmy do środka, znajdował się tam już niemały tłum ludzi. Wszyscy wydawali się poruszeni. Dzieci siedzące na ławce nerwowo wymachiwały nóżkami, dają znać że już się niecierpliwią. Również dorośli nie wyglądali na spokojnych. Zobaczyłem jak matka Lindy rozmawia z kimś z szerokim uśmiechem i ze łzami w oczach. Była z pewnością wzruszona. Także widziałem rodziców pana młodego, którzy byli dumni z syna.
Usiadłem na wolnej ławce razem z przyjaciółmi. Muszę przyznać, że też jestem trochę podekscytowany. W końcu to nie byle jaki dzień.
Po sali rozległ się dźwięk organ. Wszyscy obecni skierowali oczy na parę młodą, która wydawała się zawstydzona tym całym poruszeniem. Rozmarzonym wzrokiem spojrzałem na Lindę. Miała na sobie biało-kremową prostą sukienkę z długimi rozszerzającymi się rękawami ku dołowi,która sięgała do jej drobnych stópek. Wyglądała wspaniale. Pięknie. Uroczo. Łzy napłynęły mi do oczu. Tak chciałbym być teraz przy niej, jako jej ukochany. Chciałbym być na miejscu pana młodego. Czułem, że nie wytrzymam do końca bez płaczu.
Poczułem na swoim ramieniu czyjąś rękę. Spojrzałem na właścicielkę tejże dłoni. Hela uśmiechnęła się do mnie współczująco. Dobrze wiedziała o moich uczuciach do naszej wspólnej przyjaciółki. Zawsze była spostrzegawcza (w przeciwieństwie do chłopaków, która do tej pory nie nic się nie domyślili) i gdyby nie ona mnie nie namówiła, może bym nigdy nie odważył się powiedzieć jej o swoich uczuciach. Może i nic z tego nie wyszło, ale zawsze mogę na Helę liczyć.
Spojrzałem na nią. Miała burzę kręconych loków o marchewkowym kolorze oraz piegowatą buzię. Jej oczy o zielonym kolorze połyskiwały. Gdy tak jej się przyglądałem, zaczerwieniła się, po czym szybko cofnęła rękę i opuściła głowę.
Ceremonia właśnie się rozpoczęła. W tej chwili ja także opuściłem głowę. Nie mogłem powstrzymać łez rozpaczy...
* * *
Wesele trwało w najlepsze. Wszyscy tańczyli, śpiewali, jedli lub popijali wódkę. Wydaje mi się, że chyba jako jedyny nie czułem tej radości. Cały czas patrzyłem smętnie na Lindę, która patrzyła z uczuciem w oczy swojego męża i tańczyła z nim przytulańca. Westchnąłem. Pokręciłem parę razy głową by nieco ochłonąć. Kątem oka ujrzałem Helę, która też nie wydawała się w dobrym nastroju. Podparła ręką swoją głowę i piła duszkiem wszelkiego rodzaju alkohole, które wpadały jej w ręce. Najsmutniejsze było to, że miała taką minę, jakby ktoś jej umarł.
Wstałem i już miałem zamiar podejść, gdy usłyszałem wybuch. Wszyscy zamarli. Nasłuchiwałem się. Po chwili coś ponownie wybuchło. Tym razem tuż obok mnie. Poczułem przeszywający ból w nodze. Gdy na nią spojrzałem, z przerażeniem uświadomiłem sobie, że połowa mojej nogi jest oddalona ode mnie jakieś 2 metry. Krzyknąłem przerażony. Nie tylko ja. Połowa ludzi na sali była przerażona. Mnóstwo osób ciężko rannych. Co chwila można było usłyszeć potężne eksplozje.
Na salę wdarli się żołnierze z karabinami. Krzyczeli coś po niemiecku i strzelali. Do nas. Jeden z nich podszedł do mnie i próbował dobić mnie, uderzając bronią. Straciłem przytomność...
Na salę wdarli się żołnierze z karabinami. Krzyczeli coś po niemiecku i strzelali. Do nas. Jeden z nich podszedł do mnie i próbował dobić mnie, uderzając bronią. Straciłem przytomność...
* * *
Dookoła mnie leżały ciała. Mnóstwo ciał! Znajdowałem się w kałuży krwi. Wszyscy mieli nieobecne spojrzenia. Ubrania o jasnym kolorze zabarwiły się na ciemnoczerwone. Budynek, on... był zniszczony.
Z przerażeniem w oczach dostrzegłem Władka. A raczej to, co z niego zostało... Zmasakrowany...
Zacząłem płakać. Był moim przyjacielem najdłużej ze wszystkich. Dzięki niemu stałem się bardziej otwarty. Nie potrafię... Wyobrazić sobie, jak życie będzie wyglądać bez jego owłosionej mordy. Bez jego żartów. Jego głupo... Żegnaj...
Zszokowany nie mogłem odwrócić od niego wzroku. Dłuższą chwilę trwało, zanim ponownie się rozejrzałem. To był błąd. Zobaczyłem Lindę trzymającą rękę swojej matki. Jej biała sukienka była zniszczona od kul i zaschniętej czerwonej mazi...
Rzuciłem się w stronę mojej ukochanej. Dopiero ów czas przypomniał mi się fakt, że nie mam nogi. Czołgając się, zostawiałem za sobą ślady... CZERWONE! Czerwień mnie otaczała! Ta czerwień mnie dobijała. Gdy już zbliżyłem się dostatecznie blisko, nie wytrzymałem. Wybuchłem płaczem i krzykiem. Mój lament było można usłyszeć wszędzie... Nie dbałem o to, że ktoś mnie usłyszy... Nie dbałem o to, że ktoś może mnie dobić. Chciałem tylko ją trzymać w ramionach...
- Stefan?
Usłyszałem cichutko głos. Zaskoczony odwróciłem głowę w jego stronę. To był Zbyszek. Leżał na ziemi pod ruinami sali, w której się znajdowaliśmy. Już miałem do niego iść, gdy wysunął rękę zaciśniętą w piąstkę i powiedział:
- Weź to... Hela... - zakaszlał krwią - Kazała ci przekazać, zanim sama umarła. We...
Jego ręka upadła bezwładnie na podłogę. Zamknął oczy...
Resztkami sił próbowałem wziąć to, co trzymał w dłoni. Był to list. Zaadresowany do mnie. Zacząłem go czytać:
- Weź to... Hela... - zakaszlał krwią - Kazała ci przekazać, zanim sama umarła. We...
Jego ręka upadła bezwładnie na podłogę. Zamknął oczy...
Resztkami sił próbowałem wziąć to, co trzymał w dłoni. Był to list. Zaadresowany do mnie. Zacząłem go czytać:
Drogi, Stefku!
Piszę do ciebie ten list, ponieważ nie potrafiłabym ci tego powiedzieć
w twarz. Zawsze wiedziałam, że kochasz Lindę i nigdy nikogo innego
nie pokochasz. Ale prawda jest taka, że ja jestem w tobie zakochana
od dawna. Nawet jeśli wiedziałam, że nie mam z Lindą szans, chciałam
byś był szczęśliwy. Dlatego namówiłam cię do wyznania jej swoich
uczuć. Może to egoistyczne i wredne, ale cieszyłam się gdy oznajmiła,
że wychodzi za mąż. Mam nadzieję, że mi wybaczysz oraz że nie zmieni
między nami naszej relacji na gorszą.
Kocham Cię. Hela
Uświadomiłem sobie, że wszyscy moi przyjaciele odeszli. Ja jeden zostałem. Sam jedyny. Jeden z Pięciu. Jedyny z naszej piątki. Władek, Staszek, Hela, Linda... Oni wszyscy odeszli. Na ziemi leżały tylko ich blade trupy.
Usłyszałem strzał...
(Napisałam ten tekst, byśmy mogli sobie uświadomić potworności wojny i pamiętali nie tylko tych którzy walczyli podczas wojny, ale także tych którzy nie mieli szans się obronić i zrozumieć sytuacji)
(Napisałam ten tekst, byśmy mogli sobie uświadomić potworności wojny i pamiętali nie tylko tych którzy walczyli podczas wojny, ale także tych którzy nie mieli szans się obronić i zrozumieć sytuacji)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz